Wywiad z Wandą Rutowicz właścicielką Studia Mody Romskiej

Wanda Rutowicz w swojej pracowni, fot. Małgorzata Brus

„Kobiety romskie są pokrzywdzone. Setki projektantów tworzy kolekcje dla kobiet polskich, ale nikt nie pomyślał o kobietach żyjących w Polsce, ale w innej kulturze. A przecież kobiety romskie mają swoje pragnienia. Chciałyby ubierać się modnie a jednocześnie zachować swoją kulturę ze wszystkimi zakazami i nakazami. Dlatego właśnie postanowiłam tworzyć kolekcje strojów dla społeczności romskiej, stroje wizytowe, codzienne i sceniczne”. Wanda Rutowicz


Małgorzata Brus: Kiedy wpisuję w Internecie hasło „Wanda Rutowicz”, pojawia się informacja, że jest Pani znaną międzynarodowo projektantką kostiumów romskich. Czy ma Pani romskie korzenie?

Wanda Rutowicz: Tak, ale raczej tylko w duszy. Ponieważ mój tata wyglądał jak Rom, to wszyscy przyjaciele stwierdzili, że w moich żyła płynie romska krew. Moja babcia była piękną kobietą, jeździły romskie tabory, więc kto wie? Swego czasu napisałam bajkę o Romach, opowiadającą o wsi, z której moi dziadkowie pochodzili, więc tak sobie myślę, że skądś się to musiało wziąć… Od najmłodszych lat uwielbiałam tradycyjną romską kulturę i wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kiedyś w życiu zajmę się zawodowo szyciem sukni romskich. Na pewno coś mi w duszy gra, więc kto wie, może rzeczywiście mam romskie korzenie.

Studio Mody Romskiej… Jak Pani rozumie „modę romską”?

Większości społeczeństwa „moda romska” kojarzy się z kostiumem scenicznym, który co tu dużo mówić, tworzony jest pod oczekiwania publiczności, która przychodzi na koncerty, obejrzeć show. Taki kostium jest narzucony też przez wymogi telewizji. Wszystko musi wyglądać pięknie, muszą być falbany, cekiny, kolory… Ludzie podczas występów pragną obejrzeć coś pięknego, czyli to musi być piękny show, to nie jest taniec przy ognisku w jakiejś szerszej spódnicy i już. Na występ ludzie przychodzą po to, żeby to wszystko chłonąć: te kolorowe cekiny, piękne suknie, dziewczyny, które wyglądają jak barwne ptaki, jak motyle. To jest jak bajka.

Fot. Wanda Rutowicz

Skąd pasja i zainteresowanie romskim kostiumem scenicznym i czy tylko scenicznym?

Nie, oczywiście, że nie tylko scenicznym. Jak wszystko w życiu, jest to dzieło przypadku. Miałam zakład krawiecki, zatrudniałam 15 osób, robiliśmy szycia za granicę, do Stanów, Francji, Niemiec, no i pewnego razu, pamiętam, że była to środa, przyszła do mnie młoda Romka z płaczem, żeby jej uszyć sukienkę. Ja mówię, Matko Boska Częstochowska, tutaj mi się wszystko wali i pali a ona chce kieckę. Ale żal mi się jej zrobiło, zaginął jej bagaż, przyleciała z Anglii, a było romskie wesele. Wesela u Romów nie są w soboty, niedzielę, tak jak u Polaków, ale również są w tygodniu. Trwają ileś tam dni i dziewczyna nie miała w co się ubrać. W związku z tym oczywiście się zgodziłam. Przyniosła mi tkaninę, którą ja bym na zasłonę bardziej wzięła, bo na szyfonie były zaciskane kwiaty. Śmieszna była jak nie wiem, chciała długą suknię i do tego płaszcz z falbanami, a także wielkie falbany przy rękawach. Ja mówię, no dobrze i oczywiście uszyłam tę suknię. Moja córka miała taki sam rozmiar jak ona, więc jak tylko przyszła do pracy, mówię do niej: zakładaj to. Jak ją zobaczyłam, to choć wyglądała pięknie, to jednak jak w peniuarze. Pomyślałam sobie, Boże jak ten dzieciak ma tak wyjść na salę weselną… Jednak jak Romka przyszła i założyła ten strój na siebie to był czar, po prostu czar! Potrafiła wyeksponować taki strój, odpowiednio go nosić. No i tak się to zaczęło. Jak tylko jeden strój uszyłam, to już hurtem Romowie zaczęli walić do mnie. Wiadomo, że jest trudno pozyskać stroje romskie, bo Romowie mają swoje zasady, a projektanci raczej rzadko o tym myślą, więc dziewczyny chodzą na przykład z rozcięciem w spódnicy zapiętym na agrafkę, no bo im nie wolno nóg pokazywać. Albo mają różne elementy w strój powtykane poprzyszywane na okrętkę, tak żeby zasłonić ramiona. Ponieważ lubię robić rzeczy piękne, a strój romski to jeden z najpiękniejszych strojów na świecie, to na poważnie zajęłam się projektowaniem i szyciem strojów romskich.

Fot. Wanda Rutowicz

Moda ulega ciągłym przemianom. Zmiany następują coraz szybciej. Czy to zjawisko ma również miejsce w przypadku stroju romskiego? Czy są to jakieś radykalne zmiany związane z obyczajowością, technologią? A może tradycja determinuje całościowo kostium romski i on, Pani zdaniem, nie zmienia się, jest „odporny” na trendy ogólnoświatowe?

Przez 25 lat ciężko pracuję nad tym, żeby zmienić kostium romski, żeby go unowocześnić. Młode dziewczyny przecież nie mogą się nosić tak jak kiedyś, na przykład jak za czasów taborowych, to jest rzeczą wiadomą. Chcą wyglądać modnie. Romskie dziewczyny są wielkimi elegantkami, one się uwielbiają stroić, więc strój też musi ewaluować. W dużej mierze zmiany są uzależnione od rodziny i od społeczności, wiąże się też z zaszłościami, kontekstem życia. Jeżeli chodzi o te elementy stroju, które wprost określa Romanipen, to pomimo że unowocześniam stroje, staram się zachować wartości kulturowe, które powinny być w stroju zachowane, czyli na przykład nie odsłaniam za bardzo Romek, nie eksponuję ich kształtów, choć dbam o to, żeby ich stroje były „na czasie”. Swego czasu w Płocku robiłam pokaz mody i tu się muszę pochwalić, ponieważ starszyzna romska przyszła do mnie za kulisy i pogratulowała mi pomysłu na stroje. Podziękowali za to, że preferuję kulturę romską i że na siłę nie próbuję jej zmienić. To był wielki zaszczyt dla mnie.

Jest Pani właścicielką „Studia mody romskiej”, jedynego w Europie, znanego na całym świecie. Czy stroje sama Pani projektuje, czy ma Pani zespół współpracowników wspierających Panią w procesie twórczym?

Wanda Rutowicz w pracowni, fot. Małgorzata Brus

Nie ma żadnego schematu. Kiedyś zatrudniałam osoby które mi pomagały. Niestety bardzo ciężko dobrać osoby, które sprostają temu zadaniu. Wbrew pozorom uszycie tradycyjnej sukni romskiej nie jest proste. Tańce romskie są bardzo, bardzo żywiołowe, więc kostium musi się utrzymać, a to jest 8 metrów spódnicy w obwodzie i prawie 100 metrów falbany na dole!!! Kiedyś samo naszycie cekinów czy innych ozdób dawałam chałupnikom. Ale często było tak, że gdy prosiłam, by cekin przeszyć trzy razy cofając maszynę, to szwaczka mi przeleciała na raz – bo jest szybciej – a później tancerka wyszła na scenę i rzuciła suknią w górę, a tu się posypały cekiny, więc koniec, kropka. Koniec takiej współpracy. W tej chwili wszystko robię sama, projektuję sama, wykonuję sama, odbywa się to dużo wolniej, ale pewna jestem efektu.
Sama projektuję każdy kostium, rysuję go sobie na papierze. Często wszystko się jeszcze w trakcie pracy zmienia, bo zaczynam od podstawowego projektu, a później jak kostium już wisi na manekinie, to i tak wprowadzam zmiany. Motto mam takie, że suknia musi pasować do tancerki a nie tancerka do sukni.

Wrócę jeszcze do informacji, które można o Pani znaleźć w Internecie. Na Facebooku jest strona Wanda Rutowicz & Bruce Stradling. Szukam dalej i widzę, że Bruce Stradling jest artystą, projektantem grafiki i tkanin. Na czym polega Państwa współpraca? Co tworzycie razem?

Bruce Stradling jest moim przyjacielem. Jest artystą, grafikiem komputerowym, projektantem. Dzięki naszej współpracy powstała jedyna na świecie suknia talii kart i suknia różana… Teraz pracujemy nad suknią inspirowaną klawiaturą fortepianu.

Anna Popek, w suknia talii kart, fot. Wanda Rutowicz

Suknie romskie, a zwłaszcza kostiumy sceniczne charakteryzują się bogactwem i różnorodnością tkanin i dodatków pasmanteryjnych. Ile przeciętnie potrzeba metrów materiału i dodatków na uszycie sukni?

Każda suknia składa się – przynajmniej moje suknie – to jest muszę przeprowadzić matematyczne rachunki, żeby suknia dobrze „tańczyła”. Jeśli nie ma być dodatkowym obciążeniem dla tancerki, to musi być właściwie dobrana gramatura tkanin, żeby wszystko ze sobą grało. Moje suknie są uszyte najczęściej z pięciu, sześciu rodzaju tkanin, dobranych kolorystycznie i pod względem ciężaru. Z takiego doboru dopiero tworzy się suknia. A ile metrów? Cztery metry są potrzebne na spódnicę. Dolna falbana u mnie mniej więcej jest to od 70 do 100 metrów. Do tego halka pod spodem.
Góra sukni to może być po prostu bardzo elastyczna bluzka. Mam tancerki, które uwielbiają gorsety na fiszbinach, bardzo sztywne. Nie każdy umie w tym tańczyć, bo prawdziwy gorset ogranicza ruchy, ale z kolei pięknie wygląda. Są też tancerki, które wolą suknię w całości. Możliwości jest wiele, do wyboru, do koloru. Tancerka ma się czuć dobrze i swobodnie w stroju. Mam takie klientki, które spódnicę sceniczną, taneczną, wolą mieć do kostki, czyli dosyć krótką, a mam i takie, które wolą, żeby dół sukni praktycznie na ziemi leżał, bo dla nich tak się łatwiej tańczy. Ja spełniam marzenia.
Dodatki pasmanteryjne sprowadzam z Włoch, Czech, ze Słowacji. Wyszukuję je, gdzie tylko mogę. W indyjskich sklepach kupuję dodatki, kolczyki, kwiaty do naszycia. Kamienie też sprowadzam, bo niejednokrotnie do sukni ręcznie doszywane są kamienie.
Kwiaty do włosów robimy sami, bo no nie sposób jest kupić dokładnie takich, które by się chciało do tańca założyć. Wiele rzeczy robimy sami.
Przez 25 lat szyję suknie i nie powtórzyłam takiej samej sukni, nie mam tzw. linii produkcyjnej i każda moja suknia jest wyjątkowa, inna.

Fot. Małgorzata Brus

Dla mężczyzn też Pani szyje stroje?

Rzadko, ale tak. Na przykład szyję koszule sceniczne. Bogdanowi Trojankowi uszyłam chyba z cztery piękne płaszcze nabijane kamieniami bo on się lubuje w takich rzeczach, uszyłam kilkanaście takich stroi również dla Dona Vasyla i artystów z jego zespołu.

Bogdan Trojanek, fot. archiwum Studia Mody Romskiej

Czy klientki i klienci przychodzą z własnymi projektami i oczekiwaniami? Czy to jest zazwyczaj szycie miarowe, na zamówienie? Czy można przyjść do Pani Studia i kupić gotową suknię?

Zawsze staram się mieć kilka sukien gotowych, o różnych rozmiarach, mniej więcej od 36 do 42. A w tym elastyczna bluzka i spódnica w gumę. Większość kobiet się dopasuje. Oczywiście, są też indywidualne zamówienia. Jeśli ktoś sobie zażyczy konkretną suknię, to wtedy szyję na miarę.

Fot. Wanda Rutowicz

Czy klientki przynoszą własne tkaniny czy raczej czekają na Pani propozycje?

Nie, absolutnie, nie popieram tego, żeby klientki przynosiły własne tkaniny. Jak wcześniej mówiłam, suknia składa się z iluś rodzajów tkanin, dobranych kolorystycznie, ale również trzeba je dobrać pod względem gramatury i ciężkości. Nie może być tak, że ktoś mi przyniesie tkaninę – dwa razy szyłam taką suknię i powiem szczerze nie była to właściwa decyzja. Jeżeli chodzi o sceniczne stroje to absolutnie odpada. Przy takich normalnych odświętnych strojach sprawa wygląda trochę inaczej, tu jestem bardziej otwarta. Klientki, które do mnie przychodzą, zwożą sobie z Anglii, Francji przepiękne tkaniny i niejednokrotnie przynoszą je do mnie z prośbą o uszycie sukni.

A kto ze znanych artystów, zespołów jest ubrany w Pani stroje?

Pytanie powinno brzmieć: a kto nie. W moich strojach występują siostry Rajfer z Izraela, Bogdan Trojanek, Rada Zivkovic, Rada Bogusławska. Anię Popek ubieram na wszystkie festiwale romskie. Don Vasyl, Elwira Mejk z zespołu Mejk, naprawdę sporo jest artystów, których ubieram.

Don Vasyl i Wanda Rutowicz, fot. archiwum Studia Mody Romskiej

Czy tzw. zwykli ludzie również „ubierają” się u Pani? Kto i na jakie okazje zamawia u Pani strój?

Bardzo dużo tzw. zwykłych ludzi zamawia suknie romskie. Kultura stroju romskiego wreszcie przestała być tabu… Fascynaci wreszcie mogą spełnić swoje marzenia. Ostatnio szyłam suknie i koszule dla młodej pary i ich najbliższej rodziny… bo młodzi wymyślili sobie poprawiny w stylu romskim. Są jeszcze zabawy sylwestrowe, karnawałowe i inne taneczne, a taka suknia zawsze robi wrażenie.

Ile trwa szycie przeciętnej sukienki niescenicznej? No i muszę zadać to pytanie: ile mniej więcej kosztuje uszycie sukni romskiej?

Jeżeli chodzi o czas potrzebny na wykonanie sukni to jest różny, od miesiąca do kilku miesięcy, zależy od projektu. O cenach nie rozmawiajmy bo każda suknia to indywidualny projekt i indywidualna wycena, ale średniej klasy suknia to 3000 – 3500 zł.

Tworzy Pani niewątpliwie ogromną wartość kulturową, historyczny zapis w postaci stroju romskiego, świadczący o kulturze materialnej Romów na terenie Polski. Czy rozważa Pani stworzenie wystawy ukazującej Pani twórczość, dorobek artystyczny?

Nie mam pojęcia, czy ktoś by się pochylił nad tym, pomimo że tutaj, w regionie łódzkim, rzeczywiście mieszka duża grupa Romów. Warto raczej pomyśleć o stałej wystawie poświęconej historii stroju romskiego. W jej ramach stworzyć repliki strojów taborowych i późniejszych, pokazać zmiany strojów romskich, ich ewolucję aż do dnia dzisiejszego. To miałoby sens, byłoby świetną dokumentacją kultury polskich Romów.

Dziękuję za rozmowę
Małgorzata Brus


Realizacje strojów scenicznych Studia Mody Romskiej

Zdjęcia pochodzą z archiwum Studia Mody Romskiej


Dofinansowano ze środków KPO. GRANTY 2024. A2.5.1: Programu wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju.